Menu

default_mobilelogo

„Nadzieję powinno się malować na żółto, kolorem słońca, które tak rzadko oglądaliśmy. Gdy zaczynam przepisywać pewne wydarzenia ze swoich starych pamiętników, tytuł sam się narzuca. Otwórz okno i stań w słońcu. A jednak waham się, czy tak powinnam zatytułować tę historię. Ponieważ coraz częściej myślę o nas jako o kwiatach na poddaszu. Papierowych kwiatach. Narodzeni w jasnych barwach, ciemniejących z każdym dniem długiego, ponurego, męczącego, koszmarnego czasu, który spędziliśmy jako więźniowie nadziei i ofiary zachłanności. Nigdy nie dane nam było pomalować naszych kwiatów na żółto”[1].

 

„Jeszcze raz spojrzałam w niebo. Bóg nie pisał scenariuszy dla małych graczy tu, na dole. Sami sobie je pisaliśmy — każdym przeżytym dniem, każdym słowem, każdą myślą wyrytą w pamięci. Mama też napisała swój scenariusz. Był bardzo zły”[2].

 


[1] Andrews V.C, Kwiaty na poddaszu, 2012, s.7.

[2] Tamże, s. 378.